Tata napisał wiele wierszy, pisał o konkretnych sprawach, które Go śmieszyły albo bolały. Pisał też wiersze-wspomnienia, poezje poświęcone różnym osobom, a także refleksje nad przemijającym życiem. Wiele z tych tekstów porusza ważne kwiestie, inne to jakby fraszki, zabawne wierszyki o śmiesznych sytuacjach. Te wiersze są także świadectwem, jak wrażliwym człowiekiem był Tato. Tato zapisywał swoje teksty w starych zeszytach albo na osobnych kartkach, prawie żadne nie są datowane.
Sądzę, że już niewiele czasu zostało
Co w życiu zepsułem, by się naprawić dało.
Wyciągam puste ręce Boże do Ciebie
Proszę dopomóż Panie w mojej potrzebie.
Po błocie życia szedłem nieraz
Że ominąć trzeba było, wiem teraz.
Dziś inaczej myślę i czuje me serce.
I tak przychodzi żyć w rozterce.
Nieraz trzeba było z przełaju zawrócić,
Matki rodzonej nie smucić.
Przeminęło z wiatrem wszystko,
Małe zbiory, czas ucieka szybko.
Tak w swym życiu dobrego zrobiłem mało,
Choć serce nieraz inaczej chciało.
Wyciągam puste ręce Boże do Ciebie,
Błagam, byś przebaczył, mój Panie w Niebie.
Był wtedy letni słoneczny czas
Cicho szumiał dokoła las
Na polanie płonęło ognisko
W nim się grzało granacisko
I naraz zrobiło się bardzo niewesoło
Zamarło wszystko wkoło
Ale to nie był jeszcze dla nas ostatni czas
Modlitwy Matki ocaliły nas
Świt poranka wiosenną mgłę rozprasza
Na zużytych żurawiach perły rosy świecą
Nisko nad wodą kaczki lecą
Z pokładu promu brać stoczniowa do pracy wyrusza
Jak pracowite mrówki po lesie
Tak stoczniowcy po całej stoczni się rozbiegają
Na swoich stanowiskach do pracy stoją
Każdy myśli, co też dzisiejszy dzień przyniesie
Skrzypi żuraw, sunąc majestatycznie po szynach
Tam już palnik jak smok płomieniami zasyczał
Młody chłopak jeszcze żyje nocy wspomnieniem
Ale już nie czas myśleć o dziewczynach
Niejedną tonę blachy trzeba zamontować
Wiele elektrod wyspawać trzeba
Żeby zarobić na chleb i do chleba
Setki nowych otworów nawiercić i przegwintować
I choć nieraz niejeden ma dość wszystkiego
Nieraz przecież mimo zimna, deszczu i słoty
Zawsze tu idziesz do roboty
Coś cię jednak tu trzyma kolego
I ja tu chodziłem do pracy przez lat wiele
Nieraz w soboty a często i w niedzielę
Choć nieraz dyrekcja zalazła za skórę
Jakoś wytrwałem i dziś mam emeryturę (lichą)
Cisza
W coraz głębszą zapadam ciszę
Już słowików treli nigdy nie usłyszę
Nie usłyszę pszczół pracowitych brzęczenia
Co miód zbierają z polnego kwiatu i ziela
Nie usłyszę skowronka, co łopocząc skrzydełkami
Roznosi swój śpiew nad naszymi głowami
A piękny szum wody i lasu
Jest już dla mnie ciszą od pewnego czasu
Nie słyszę ani hałasu, ni wrzawy
Ani śmiechu dzieci w czasie wesołej zabawy
Ale cieszę się z tego, że widzę gwiazdy na niebie
Że mogę podziwiać piękny róży kwiat
Dziękuję Ci za to, że tak piękny stworzyłeś świat.